sobota, 8 września 2012

Filozof i "wózkowe"

Czytałam nieraz teksty prof. Zbigniewa Mikołejki, nawet nie przypuszczając, że w kwestiach życia codziennego potrafi mieć on tak kuriozalne poglądy.

Otóż udzielił on wywiadu "Wysokim Obcasom", w którym dokonał bulwersującego rozróżnienia na młode matki i wózkowe. Kim miałyby być te słuszne młode matki, to z relacji prasowych trudno stwierdzić. Natomiast wózkowe opisał następująco:

Dzieciaki puszczone samopas, gdziekolwiek, a najlepiej na mój trawnik. To ich durne puszenie się świeżym macierzyństwem, które uczyniło z nich - przynajmniej we własnym mniemaniu - królowe balu. Patrzę więc, jak to idą i gdaczą, jak stroją fochy, uważając się za Bóg wie co. Jak pytlują nieprzytomnie, gdy tymczasem ich potomstwo obrzuca się piachem albo wyrywa sobie nawzajem włosy. Jak rozkoszują się własnym klekotem i wrzaskiem swych pociech. Jak turkoczą ohydnymi plastikowymi "jeździkami" - jak je powabnie nazywają - w które wyposażyły dzieci. Dzieci najwyraźniej potrzebne im do tego, aby coś znaczyć. Być Kimś. Domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł. [1]

Oczywiście, że nie oczekuję, iż kobieta będzie czytała Kanta na spacerze z dzieckiem. Ale oczekuję, że matka zajmie się dzieckiem w sposób rozwijający siebie i dziecko, że otworzy się na to dziecko i świat. [2]

Co za zdumiewająca męska zawiść o radość z macierzyństwa! Dlaczego kobieta ma nie odczuwać z tego powodu dumy i szczęścia. Dziecko nie powstaje przecież dla kobiety bezkosztowo, jak to ma miejsce w przypadku mężczyzny. Organizm kobiety przez 9 miesięcy musi wykonywać pracę konstruowania dziecka, a potem wykonać duży wysiłek związany z porodem i dalszy wydatek energetyczny, jeżeli niemowlę karmione jest piersią. Dochodzą do tego nieprzespane noce, zmęczenie, niepewność, dlaczego dziecko płacze, czy dobrze się rozwija.

Prof. Mikołejko nie wie też, że obrzucanie się przez dzieci piachem to odwieczna ulubiona zabawa maluchów. Grzeczne siedzenie obok matki na ławce i słuchanie mądrej książki jest czymś z gruntu nienaturalnym dla małego dziecka.

A cóż w tym nadzwyczajnego, że kobiety chcą "popytlować" z innymi młodymi matkami, dostać od nich wsparcie, rozproszyć swoje obawy, skorzystać z ich doświadczeń.

Kobiety gdaczą i pytlują. A co w tym czasie robią tatusiowe? Czy naprawdę na kanapie przed telewizorem lub w knajpie przy piwie prowadzą uczone dysputy?

Ciekawe, w jaki sposób bez rozmawiania z dzieckiem na jego poziomie rozwoju można spełnić ten postulat filozofa rozwijania na spacerze siebie i dziecka? Poza tym dziecko śpi o wiele dłużej niż dorosły, często zasypia w wózku na spacerze, ale skąd miałby to wiedzieć filozof.

Zdumiewająco prof. Mikołejko wypowiedział się przy tym o polskich emigrantkach:

Polska jest jedynym krajem Europy, w którym występuje nieproporcjonalny wyjazd kobiet w wieku rozrodczym, co grozi katastrofą ludnościową. Znaczna część tych kobiet wyjeżdża do Szwecji lub Anglii, żeby się urządzić przy pomocy dziecka. Urządzić siebie, nie dziecko. [1]

Są raporty, które mówią o tym, że Polki wychodzą za granicą za cudzoziemców i awansują społecznie. Wiele kobiet używa rodzenia po to, by się zaczepić, by w Wielkiej Brytanii czy Skandynawii brać zasiłki i dzięki dziecku nie pracować. Wierzy pani w gwałtowną masową miłość polskich 20- i 30-latek do niemieckich 60-letnich rolników? Ja nie. Ten styl kobiecej kariery za granicą powinien zostać opisany bez ceregieli. [2]

Nie spotkałam się chyba nigdy z tak drastycznym potępieniem kobiet, które nie chcą uczestniczyć w wyścigu szczurów, tylko decydują się na tradycyjne role matek. Czy można się dziwić, że kobiety chcą awansować społecznie? Że chcą, żeby ich dzieci wychowywały się w dobrych warunkach, nie chodziły głodne albo nie zostały zabrane im z biedy do domu dziecka, jak to dzieje się w Polsce. Jaka perspektywa pracy czeka dziś młode kobiety w Polsce, nawet wykształcone kosztem opłat na podrzędnych uczelniach?

Co prof. Mikołejce do tego, że kobiety wychodzą za mąż za granicą i decydują się nie pracować? Jakiś szowinizm narodowy, powrót do kultu Wandy, co nie chciała Niemca? To raczej problem systemu gospodarczego i społecznego w Polsce, że mężczyźni nie są w stanie zarobić na dzieci lub nie chcą udostępniać dzieciom części swoich zasobów.

W innym fragmencie filozof pisze:

Mój felieton to nie atak na kobiety. To atak na bezczelne baby, które kosztem i kobiet, i mężczyzn usiłują urządzić sobie wygodne życie. Czy istnieje waga, na której jednej szali można położyć 24-latkę, która nic nie robi, czasem tylko szturchnie dziecko, żeby nie sypało piaskiem w kolegę, a na drugiej starszego filozofa? Można zważyć, kto jest więcej wart?

Oto wyobrażenie filozofa o pracy kobiety w domu przy dziecku: "nic nie robi"!

Cały ten wywód to jednak coś więcej, gdyż jest to również atak na ludzi prostszych, gorzej wykształconych bez ambicji udziału w walce szczurów. Czy jest to wstęp do propagowania eugeniki, gdzie będzie się szykanować "gdaczące wózkowe"? Odbierać kobietom prawo wyboru indywidualnej ścieżki życiowej, nawet tylko kury domowej u boku zamożnego Niemca? Często feministki kłamliwie oskarżane są o promowanie dla kobiet takich wzorów gonienia za karierą, tu jednak mamy taki wzorzec zaproponowany przez mężczyznę filozofa.

Na jakiej zresztą płaszczyźnie filozof chce mierzyć wartość "gdaczącej wózkowej" i filozofa? Czy o wartości człowieka stanowi przede wszystkim jego potencjał intelektualny, czy również ogłada, tolerancja, dobroć?

[1] http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,12424754,_Wozkowe___
Wojowniczy__dziki_i_ekspansywny_segment.html
[2] http://wyborcza.pl/1,75248,12438664,Prof__Mikolejko__Dlaczego_rozpetalem
_wojne_z__dzikimi.html?bo=1

niedziela, 2 września 2012

Jesienna ofensywa Jarosława Kaczyńskiego - i co dalej

Premier Donald Tusk, który wczoraj, w niedzielę, bawił się w kopanie piłki skomentował wygłoszone tego dnia przemówienie o gospodarce Jarosława Kaczyńskiego żartem, że woli, iż Jarosław Kaczyński bawi się kalkulatorem niż zapałkami. Czy należy z tego rozumieć, że premier traktuje ważne problemy państwa jak zabawę? Być może to jest wyjaśnienie, dlaczego prominentni pomorscy politycy PO bawili się w konie pociągowe dla niespełna 30-letniego człowieka z kilkoma wyrokami bawiącego się w przedsiębiorcę. Syn premiera zaś bawił się, wysyłając służbowe maile z adresu o fikcyjnej tożsamości.

Maria Antonina i dwór Ludwika XVI też bardzo dobrze się bawili. Do czasu!

To bardzo dobrze, że przynajmniej partia opozycyjna nie jest tak zabawowa jak partia rządząca i część opozycji i widzi problemy, jakie narastają w naszym kraju. Dobrze, że przedstawiony został zarys programu, jaki zamierzałby realizować PiS. Tyle, że PiS obecnie nie ma szans dojścia do władzy, a w ciągu trzech lat sytuacja może ulec takiej zmianie, że projekty te będą niemożliwe do realizacji.

Osobną kwestią jest to, jak w ogóle należy ocenić te projekty. Trzeba powiedzieć, że diagnoza obecnej sytuacji brzmi trafniej niż środki zaradcze.

Niezrozumiały jest projekt połączenia w jeden podatku PIT i CIT. Obecnie ustawa o podatku od dochodów osób fizycznych i tak jest na tyle skomplikowana dla pracowników najemnych, że dołączenie do niej przepisów dla przedsiębiorców sprawi, że przeciętny pracownik będzie musiał szukać pomocy, aby rozliczyć PIT. Niezbyt jasno Jarosław Kaczyński wspomniał o przepisach dotyczących kosztów uzyskania przychodów. A to jest kwestia kluczowa, gdyż kosztami dla przedsiębiorcy jest co prawda wszystko, co służy uzyskaniu przychodu, ale potem następuje cały szereg wyłączeń, zresztą słuszny, gdyż chodzi o to, żeby przedsiębiorca i cała jego rodzina nie żyli z nieopodatkowanych dochodów firmy, niemniej komplikuje to system. Może więc należałoby raczej sformułować katalog, co tym kosztem jest, a nie katalog negatywny dający pole do interpretacji. Nie wiadomo też, w jakim kierunku miałyby pójśc zmiany w ustawie o VAT, szczególnie że w tym wypadku jesteśmy związani prawem unijnym. Pomysł podatku obrotowego dla marketów i banków wydaje się co do zasady dobry, jednak musiałby być bardzo starannie opracowany w szczegółach.

W zasadzie popieram wprowadzenie polityki mającej ułatwić młodym ludziom zawieranie rodzin i wychowywanie dzieci. Czy jednak przedstawione pomysły są wystarczające? Wydaje się, że w tej kwestii należałoby przeprowadzić szeroko zakrojone badania naukowe, ponadpartyjne.

Ma też rację Jarosław Kaczyński w reformie szkoły. Jego pomysły są jednak wewnętrznie sprzeczne. Jak można chcieć postawić na naukę, na rozwój intelektualny młodzieży, jako podstawę stawiając język polski, historię i religię!

W kwestii zaostrzania kar za przestępstwa trzeba jednak przeprowadzić konsultacje z najlepszymi prawnikami, specjalistami prawa karnego. Prawo powinno być nie tyle surowe czy łagodne, ale skuteczne i sprawiedliwe.

Warto zauważyć, że Jarosław Kaczyński prezentuje zupełnie inną filozofię państwa niż Donald Tusk.

Afera Amber Gold, ale nie tylko ona, również inne problemy ze służbą zdrowia, szkolnictwem, budowa autostrad, ujawniła, że celem PO jest rozmontowanie państwa, można powiedzieć: jego deregulacja, tak że w ostatecznym rozrachunku dzieje się źle w różnych obszarach, a nikt za to nie odpowiada. Podobnie jak w wypadku katastrofy smoleńskiej okazało się, że nikt nie odpowiada za bezpieczeństwo wizyt zagranicznych najważniejszych osób w państwie, tylko każda z władz zajmuje się swoim kawałkiem, tak i w przypadku Amber Gold wiele instytucji działało całkiem osobno.

I powstaje pytanie, czy państwo może sprawnie działać (czy w ogóle może działać), gdy istnieje wiele niezależnych instytucji, praktycznie bez żadnej kontroli i odpowiedzialności.

Jarosław Kaczyński widzi model państwa bardziej scentralizowanego.

Wydaje mi się, że należy między tymi dwoma modelami znaleźć wspólny mianownik. Obecnie nastąpiło wręcz sfetyszyzowanie niezależności instytucji, tak jakby to były rzeczywiście jakieś wyidealizowane niezależne instytucje, a nie konkretni ludzie, ze swoimi zaletami, ale i wadami. Jeśli człowiek czuje się bezkarny, jak w naszych warunkach sędzia, prokurator czy funkcjonariusze innych niezależnych organów, to jest wystawiony na pokusę i z pewnością nie jeden jej ulegnie.

Surowość sędziowska wobec biedaków, którzy pomylili się kilka złotych na VAT i całkowita pobłażliwość wobec prezesa Amber Gold nie buduje szacunku i zaufania dla wymiaru sprawiedliwości.

Uważam, że tak ważnych kwestii nie należy zbywać żartami. PO od 5 lat destruuje system państwa, rozmontowując również odpowiedzialność rządu za cokolwiek.

Choć rozwiązań zaproponowanych w przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego nie można uznać za całkiem udane, to warto, aby niezależnie od tego politycy różnych partii podjęli debatę o państwie.

Szczególnie bym to polecała politykom lewicy, a nawet tego od nich oczekuję. Zżymanie się na Jarosława Kaczyńskiego, że on sam uważa się za jedyną prawdziwą opozycję, nic nie da, gdyż wyborcy są zdezorientowani, czy SLD, a tym bardziej Ruch Palikota chcą być samodzielnymi partiami, czy też ciągle przebierają nogami, żeby iść na przystawkę do PO. Nie wróżę SLD zyskania liczącego się poparcia bez zdecydowanego odcięcia się od PO, jej polityki i nawet hipotetycznego udziału w rządzie, a przede wszystkim wypracowania nowoczesnej lewicowej alternatywy państwa.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Polski neoliberalizm - raj dla oszustów

Sprawa Amber Gold to nie tylko jedna ze spraw, gdy człowiek wielokrotnie skazywany za przestępstwa oszustwa zakłada coraz to nowe firmy i wbrew kodeksowi spółek handlowych zasiada w ich organach, ale fundamentalna sprawa naszego neoliberalnego kapitalizmu i rozumienia gospodarki rynkowej.

Opinie polityków, ekonomistów, dziennikarzy o tej sprawie i zaniedbaniach organów państwa są różne, choć początkowo dyskusję próbowano skierować na tory, jakie nadał jej uważany za guru naszej gospodarki Leszek Balcerowicz. Wypowiedział się on następująco:

Ryzykowny byłby wniosek, żeby państwo mocniej pilnowało, a organy mocniej ścigały, bo będziemy zmierzali w kierunku państwa opiekuńczo-represyjnego.

Ekonomista dodał, że niepokoją go też komentarze, w których postuluje się objęcie większą kontrolą tzw. parabanki. - Objęcie większą kontrolą, czyli upodobnienie ich do banków. Ale jeżeli tak będzie, to pozbawimy ludzi wyboru. Wtedy będzie mniej ryzyka i mniej wolności. Jeżeli tak zaś będzie, to rozszerzy się szara strefa. [1]

I w tej wypowiedzi tkwi sedno sprawy, bo właśnie na podstawie takiego rozumienia gospodarki wolnorynkowej zbudowany został system w Polsce. Można więc rozumieć, że zdaniem Leszka Balcerowicza system walki z oszustwem i złodziejstwem, bo przecież o tym mowa w kwestii Amber Gold i podobnych instytucji, to system opiekuńczo-represyjny!

Czyż nie przypomina to przerzucania winy na zgwałcone kobiety, że miały zbyt krótkie spódnice, lub na starsze osoby za to, że niefrasobliwie pobierały pieniądze w bankomacie i złodziej im wyrwał torebkę? Przestępca zostaje usprawiedliwiony postępowaniem ofiary.

W rozumieniu twórców naszej gospodarki rynkowej rynek jest zupełnie czymś innym niż w podręcznikach ekonomii, gdzie jest miejscem spotykania się podaży i popytu, dokonywania transakcji kupna-sprzedaży, wyceny towarów oraz regulacji efektywnej alokacji kapitału, a jego warunkiem jest uczciwa konkurencja. W takich warunkach tradycyjnie rozumianego rynku mechanizm rynkowy eliminuje przedsiębiorców nieefektywnie rozporządzających kapitałem, nieodpowiadających na zapotrzebowanie konsumentów.

Najwyraźniej w Polsce po 1989 r. rynek ma całkiem inne założenia, istotą jego istnienia ma być walka z przestępczością gospodarczą i eliminowanie z gospodarki oszustów. To, co powinno być domeną państwa, zostaje przerzucone na konsumentów. Jeszcze raz zacytuję ministra sprawiedliwości:
To prawda, że nie zawsze mamy czas i ochotę na głębsze sprawdzenie danego usługodawcy. Nie przerzucajmy jednak tego obowiązku na państwo. [2]

To pokazuje najlepiej właśnie takie rozumienie zasad gospodarki rynkowej przez rząd. To nie przedsiębiorca, który podejmuje działalność, jak to się dzieje w normalnym kapitalizmie, ma ponosić ryzyko nietrafionych decyzji ekonomicznych, ale konsument ma ponosić ryzyko oszustwa i złodziejstwa! Państwo i min. Gowin ze swoim świętoszkowatym uśmieszkiem umywa ręce. To nie służby państwa, policja, prokuratura, sądy, ale rynek ma zwalczać przestępczość na koszt konsumentów!

Po co więc w ogóle mamy prawo? Po co kodeks spółek handlowych, prawo bankowe, po co KRS i obowiązek rejestracji przedsiębiorców i wiele innych ustaw?

O jakim wyborze mówi Leszek Balcerowicz odnośnie do parabanków? Skoro prowadzą one działalność, jaka w prawie bankowym jest przewidziana dla banków, to są bankami i w innej postaci niż banki nie powinny mieć możliwości funkcjonować. Jeżeli istnieje przepis, że nie można udzielać pożyczek na łączny procent wyższy niż 21, bo jest to lichwa, to każdy, kto ośmiela się udzielić pożyczki na wyższy procent powinien odpowiadać karnie jako lichwiarz.

Jak można w ogóle uważać, że dla konsumenta istotą wyboru jest możliwość przyjęcia oferty oszusta czy funkcjonowanie w majestacie prawa firm, które mają na celu ograbianie swoich klientów.

Zdecydowanie powinno być zmodyfikowane (zaostrzone) prawo dotyczące usług, szczególnie tych, gdy klient najpierw musi wpłacić środki, a dopiero potem dostaje usługę (lub nie!). Jeżeli ktoś ma środki finansowe, aby sprzedawać na straganie samolociki z plastiku, to nikt mu nie powinien pozwolić założyć linii lotniczych, jeżeli stać go na handel pietruszką, to nikt mu nie powinien zarejestrować biura turystycznego. Podobnie w kwestii firm deweloperskich. W przeciwnym razie państwo pozwala na działalność porównywalną z wyrywaniem torebek kobietom na ulicy. Różnica polega tylko na formie dokonania kradzieży, ale co do istoty jest to taka sama kradzież. Nie ma różnicy, czy ktoś wyrwie torebkę, czy weźmie pieniądze za usługę, której nie ma możliwości wykonać.

Uważam, że rozumienie wolnego rynku zarówno przez Leszka Balcerowicza, jak i ministra Gowina, lansującego deregulację zawodów, jako miejsca eliminacji oszustów na koszt konsumentów jest wypaczeniem zasad gospodarki rynkowej. Trudno się zgodzić z poglądem, że wolność to wolność oszukiwania i złodziejstwa, a człowiek mający zaufanie do uczciwego obrotu gospodarczego jest naiwnym frajerem i sam jest sobie winien, że poniósł straty.

Na szczęście nie wszyscy ekonomiści i komentatorzy tak właśnie rozumieją wolny rynek, niektórzy widzą konieczność zwalczania przestępczości przez państwo.

Niepokojące jest jednak, że minister tego rządu Jarosław Gowin oraz np. poseł PO Stefan Niesiołowski chcą przerzucić na konsumentów i rynek obowiązki państwa, i to nawet wbrew konstytucji. Art. 76. Konstytucji RP wszak mówi:
Władze publiczne chronią konsumentów, użytkowników i najemców przed działaniami zagrażającymi ich zdrowiu, prywatności i bezpieczeństwu oraz przed nieuczciwymi praktykami rynkowymi. Zakres tej ochrony określa ustawa.

Dziwi mnie bardzo niezrozumienie przez ten rząd, samego premiera, który nie zabrał głosu w tej sprawie, jak bardzo szkodliwe jest utrwalenie się u obywateli przekonania, że każdy złodziej, oszust może działać w majestacie prawa, że na tym polega gospodarka rynkowa i ponoszone w niej ryzyko. I tak w Polsce jest dość niskie zaufanie ludzi nawzajem do siebie, a i do instytucji. A zdrowa gospodarka opiera się na wzajemnym zaufaniu działających w niej uczestników. Jak można oczekiwać, że ludzie będą odkładać pieniądze, ubezpieczać się, dokonywać zakupów, jeżeli mają przekonanie, że wszędzie może czaić się oszust, a więc są bezbronni i pozostawieni sami sobie ze stratami. A oszust śmieje się im w twarz, mówiąc, że to wolny rynek, i zakłada kolejną firmę do wyłudzania pieniędzy, a państwo to aprobuje.

Jeśli człowiek z wyrokami za przestępstwa finansowe bez problemu zakłada coraz to nowe firmy pobierające od ludzi pieniądze, to być może bez przeszkód pedofil zakłada przedszkole, a gwałciciel zostaje taksówkarzem? I jedynie niewidzialna ręka rynku ma się nimi zająć?

Wydawało się, że po doświadczeniach lat 90., gdy oszuści nabierali klientów na różne piramidy finansowe, firmy turystyczne nie wywiązywały się ze swoich zobowiązań, powstały za rządów SLD jakieś zabezpieczenia i rzeczywiście ładnych parę lat już się nie słyszało o takich oszustwach. Skąd teraz za rządów PO ten wysyp? To nie tylko Amber Gold, ale niepłacenie podwykonawcom za wykonane roboty budowlane, to oszukańcze biura turystyczne. Czy tylko sama zapowiedź deregulacji w gospodarce spowodowała wysyp oszustwa, czy też poluzowano jakieś przepisy, a może to praktyka działania wymiaru sprawiedliwości?

[1] http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103090,12275316,Poszkodowani_przez_Amber_Gold_sami_sobie_winni__Balcerowicz_.html
[2] Jarosław Gowin, Nie spadną na nas żadne plagi, "Rzeczpospolita", 22.05.2012.


Uwaga: Tekst znajduje się również na moim blogu na Onecie
maria-dora.blog.onet.pl

czwartek, 19 lipca 2012

W XIX w. przemocą, dziś za pomocą ETS

W XIX w., gdy Anglicy chcieli demoralizować naród chiński przez zmuszanie go do zażywania opium, to musieli wytoczyć armię, okręty i toczyć bitwy przeciwko chińskim władzom.

Dziś demoralizację narodu przeprowadza się w białych rękawiczkach za pomocą instytucji unijnych, jak Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Wydał on dziś orzeczenie, że nasza ustawa przeciwdziałająca demoralizacji narodu przez hazard, a ściślej, ograniczająca zjawisko demoralizacji, powinna być notyfikowana do Komisji Europejskiej i wobec braku tego może to stworzyć roszczenia firm hazardowych o odszkodowania.

Tak jak w XIX w. Anglicy uważali za normalną działalność gospodarczą wdrażanie Chińczyków do nałogu opiumowego, tak dziś ETS za normalną działalność gospodarczą uważa wdrażanie Polaków do nałogu hazardu!

Tylko patrzeć, jak do ETS udadzą się sutenerzy, handlarze ludźmi, handlarze narkotyków ze skargą, że Polska im utrudnia prowadzenie działalności gospodarczej.

Państwa różnie rozwiązują problemy związane z patologiami i nałogami, prohibicja zazwyczaj okazuje się nieskuteczna i kreująca przestępczość zorganizowaną, a przy tym drastycznie narusza prawa i wolności obywatelskie, więc dopuszczają do legalnego obrotu alkohol, papierosy, inne używki, czasem niektóre narkotyki, a także hazard, ale pod różnymi warunkami i obostrzeniami. Nie przestają to być przecież patologie społeczne i państwa nie mają powodu traktować ich jak normalnej działalności gospodarczej.

W tej sprawie nasze państwo powinno się odwołać, argumentując, że ETS wypowiedział się nie w sprawie normalnej, legalnej działalności gospodarczej, ale patologii społecznej, którą państwo ma prawo mieć pod kontrolą.


Znowu jakieś dziwne problemy na Onecie. Jak naprawią, to tekst pójdzie też tam.

piątek, 29 czerwca 2012

Kupa Wojewódzkiego u Dulskich

Czym się cechował mieszczański etos Dulskich, wiadomo: hipokryzją, skrywaniem niewygodnych tematów, błyskiem na pokaz.

Pani Dulska nie zdobyła się na współczucie wobec lokatorki zdradzanej przez męża, która w desperacji próbowała popełnić samobójstwo, tylko wymówiła jej mieszkanie z powodu skandalu, jaki mógł się odbić niekorzystnie na reputacji kamienicy. Podobnie tuszowała wybryki syna. Na zewnątrz wszystko wyglądało ładnie, a co kłębiło się pod spodem, było nieważne, dopóki nie przedostało się na powierzchnię.

Czy można się dziwić, że gdy w takim mieszczańskim salonie ktoś na środku zrobi kupę, żeby zwrócić uwagę na nieprawości, to rozlegnie się ryk oburzenia?

Wojewódzki i Figurski zrobili wielką kupę w polskim mieszczańskim salonie. Za pomocą nadzwyczaj cuchnącej kupy pokazali naszą wyższość wobec sąsiadów zza wschodniej granicy, a także naszą mentalność folwarczną, autorytarną, która sprawia, że nie szanuje się ludzi wykonujących podrzędne, niskopłatne prace.

Na pewnym blogu tacy jego mieszczańscy, folwarczno-autorytarni czytelnicy na moje komentarze w kwestiach moralnych, dotyczących codziennego życia wypowiadali się następująco: a co ty anonimowy nicku tu się wypowiadasz, o A wiadomo, że jest lekarzem,  o B, że  jest inżynierem, to ich zdanie się liczy.

Kupa Wojewódzkiego i Figurskiego jest tak oburzająca dla mieszczańskiego salonu, gdyż godzi w jego poczucie wysokiego statusu, opartego na bogactwie nieraz na kredyt, co pozwala jemu patrzeć z góry na innych.

Ta kupa wywołała też zażenowanie i oburzenie uczciwych, tolerancyjnych, inteligentnych ludzi. Oni uważają, że robienie kupy to jest absolutnie niewłaściwy sposób na zwracanie uwagi na problem. Rzecz w tym, że Wojewódzki nie im zwraca uwagę, ale mieszczańskiemu salonowi, który trwa w błogim spokoju, nie słucha nudnego ględzenia profesorów, nie ma żadnych autorytetów, liczy się dla niego status oparty na pieniądzu. I dopiero skandal może go wyrwać z odrętwienia i zajmowania się własnymi sprawami.

Dla tych nowych mieszczan, zwanych lemingami, o których niebawem napiszę trafia tylko to, co jest podane w formie skandalu, sensacji, można się o tym przekonać, oglądając niby-informacyjne programy TVN.

Podjęcie na spokojnie problemu naszej wyższości wobec wschodnich sąsiadów, nawet z udziałem najbardziej zasłużonych osób, najlepszych profesorów, przeszłoby niezauważone. Zrobienie kupy w salonie sprawiło, że wszyscy teraz o tym mówią.

Oczywiście pani Dulska i tak będzie usiłowała na wszystkich przerzucić winę, będzie się oburzać na zabrudzenie jej salonu, a że wcześniej brud tam był, tyle że ukryty, to już jej nie interesuje i tego nie przyzna.

Na podobnej zasadzie działał Janusz Palikot, który na gwałty w aresztach zwrócił uwagę pojawieniem się na konferencji prasowej z pistoletem i wibratorem.

Nie zawsze cel uświęca środki, warto jednak zawsze zainteresować się, jaki jest ten cel, gdyż niektóre nieestetyczne środki można zaakceptować. W żadnym razie nie można oczywiście zaakceptować robienia wielkiej kupy z błahego powodu. Dlatego począwszy od przyniesienia do TVN świńskiego ryja, przestałam akceptować robienie kupy przez Palikota, gdyż nie było widać ważnego celu.

Kupa Wojewódzkiego dotknęła mocno strasznych mieszczan, a także patriotów, czujących wyższość wobec wschodnich sąsiadów i chcących im przewodzić w ramach nowej polityki jagiellońskiej, dotknęła jednak również nieakceptujących w żadnym wypadku zasady cel uświęca środki i co do zasady przeciwnych zwracaniu uwagi na ważne problemy za pomocą kupy.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Czy chcemy naprawdę zapobiegać dzieciobójstwom

Przed dwoma laty trwały poszukiwania rodziny 2-letniego chłopca, którego zwłoki znaleziono w stawie w Cieszynie. Wydawało się, że jego tożsamość na zawsze pozostanie zagadką. Tymczasem kilka dni temu udało się odnaleźć rodzinę chłopca w Będzinie.

Z wypowiedzi w mediach różnych specjalistów można jednak wywnioskować, że problemem jest bardziej skuteczność wykrycia dokonanego zabójstwa niż zapobieżenie mu. Temu przecież służą postulaty lepszej ewidencji dzieci, interesowania się tym, że dziecko się nie pojawia.

Prawdziwym problemem jest jednak to, żeby dzieciom nie działa się krzywda, żeby nie zdarzały się zabójstwa. A w tym celu nie tylko by trzeba zmienić ustawę antyaborcyjną, tak aby dozwolona była aborcja na żądanie, ale samą atmosferę wokół aborcji, macierzyństwa, zburzyć mit szczęśliwej Matki Polki.

Nie każda kobieta ma instynkt macierzyński, nie każda nadaje się na matkę, a dziecko jest nadzwyczaj absorbujące, i psychicznie, i pod względem sił fizycznych. Tymczasem u nas to się lekceważy. Wielbiciele zarodków zapominają o kobietach, odbierają im godność, podmiotowość.

Czytam w "Rzeczpospolitej", że i w czasach dopuszczalności aborcji zdarzały się dzieciobójstwa, owszem, czytałam o tych sprawach w czasopismach kobiecych. Były to jednak najczęściej zupełnie inne sprawy, naiwne dziewczyny albo zbyt późno orientowały się, że są w ciąży, albo liczyły, że chłopak się ożeni, a pozostawione same sobie, nie potrafiły sobie poradzić. W każdych warunkach, a szczególnie w braku wiedzy o płodności, o zapobieganiu ciąży, będzie pewien odsetek takich tragicznych zdarzeń. Zezwolenie na aborcję na życzenie pozwoliłoby jednak uniknąć dramatów zabijania dzieci ewidentnie niechcianych.

Walczyć ze szkodliwymi zjawiskami można uwzględniając naturę ludzką i rozumiejąc podłoże danego zjawiska, szczególnie gdy jest to głęboko zakorzeniona w naszych genach ewolucyjna adaptacja. A niestety dzieciobójstwo jest właśnie taką adaptacją.

Wydaje nam się dziś to szalenie okrutne, ale dziesiątki tysięcy, a nawet kilka tysięcy lat temu kobieta, która za wszelką cenę chciała wychować więcej dzieci, niż było to możliwe, bądź też dzieci niepełnosprawne, ponosiła porażkę, gdyż najczęściej traciła wszystkie dzieci, czyli takie geny nie przenosiły się do następnych pokoleń.

Nieliczne już plemiona żyją poza cywilizacją, w Amazonii, na Nowej Gwinei, służą one badaczom do porównań, poznania naszej przeszłości. Mit szlachetnego dzikusa można włożyć między bajki. Jak się wydaje naprawdę pokojowy, radosny żywot wiodą jedynie szympansy bonobo, bo już nasi drudzy, stosunkowo bliscy krewni, szympansy zwyczajne, to agresywne osobniki. Niestety dzieciobójstwo było stwierdzane współcześnie wśród plemion żyjących poza cywilizacją. Badacze stwierdzili dopuszczalność zabójstwa dziecka po urodzeniu w wielu kulturach. Występowało ono również w Europie, w okresie średniowiecza, gdy Europa była już chrześcijańska i zabójstwo było potępiane, wymyślano, że dzieci słabowite, odmieńcy to nie są prawdziwe dzieci, ale podmienione przez demony, a więc nieludzie, których można wobec tego porzucić gdzieś w lesie.

Zadałam kiedyś pytanie przekonującym mnie, że zarodek to już dziecko: kogo by ratowali z pożaru, gdyby mogli uratować tylko jedno - skrzynię z tysiącem zamrożonych zarodków czy jedno niemowlę. Niektóre odpowiedzi były wykrętne, ale nikt nie powiedział, że dałby spłonąć niemowlęciu, ale przecież gdyby naprawdę te zarodki uważał za ludzi, to powinien raczej ratować tysiąc ludzi.

Nigdy do końca nie wyeliminujemy zabójstw dzieci, bo nawet matka, która bardzo pragnęła dziecka, może popaść w depresję, nie radzić sobie z obowiązkami i pod wpływem impulsu zabić dziecko. Uważam jednak, że czymś nikczemnym jest zmuszanie kobiet, które nie chcą dzieci, do rodzenia ich, skoro można przewidywać, że los tych dzieci będzie smutny, a może tragiczny.

Nie jest tylko kwestią zmiana prawa, tak aby aborcja na wczesnym etapie ciąży była dozwolona na życzenie kobiety, ale zmiana świadomości, aby aborcja nie była traktowana jak morderstwo i kobiety nie czuły presji społecznej na rodzenie niechcianych dzieci.

Uważam, że w żadnej mierze nie ma żadnego powiązania przyczynowo-skutkowego dozwolenia na aborcję ze zmniejszeniem się przyrostu naturalnego, a jeśli nawet jakiś jest, to odwrotny. Praktyka pokazuje, że podczas istnienia restrykcyjnej ustawy rodzi się nadzwyczaj mało dzieci, a w latach PRL, gdy aborcja była dozwolona mieliśmy do czynienia z wyżami demograficznymi.



"Lemingowatość" młodego i średniego pokolenia (na czym to polega napiszę w odmiennym tekście), a więc nieinteresowanie się tym, co wybiega poza czubek własnego nosa, powoduje, że nie ma nacisku na władzę w kierunku zmian wolnościowych, a przeciwnie, z roku na rok obszar wolności w każdym zakresie się kurczy. A przecież protest przeciwko ACTA pokazał, że władza cofa się wobec przejawów masowego, głębokiego niezadowolenia.

Dzieciobójczynie nie należą do grona "lemingów", przeciwnie, "lemingi" nimi pogardzają i chcą się od nich odciąć, a już na pewno będą zaciekle bronić swoich pieniędzy, żeby rząd nie chciał ich uszczuplić na pomoc mogą chronić życie dzieci, tym bardziej nie mają te kobiety żadnego zrozumienia wśród tzw. moherów, a opcje liberalne światopoglądowo, choć nawet opiniotwórcze, są zbyt słabe, żeby wymusić zmianę prawa.




Może wyglądać, że zawężam problem do skutków zakazu aborcji, niemniej rozumiem, że problem jest szeroki i wymaga w ogóle zmian kulturowych, podejścia do rodziny, do dzieci, traktowania ich jak przedmioty, nad którymi rodzice sprawują władzę, całego systemu wychowawczego, obszaru pomocy rodzinie potrzebującej takiego czy innego wsparcia. Nie sposób jednak w jednym tekście, który ma nie zanudzić, ująć wszystkiego, stąd ledwie dotknęłam problem, ale uważam, że od nadzwyczaj ważnej strony.

Co jakiś czas więc "lemingi" wraz z "moherami" będą się jednoczyć w potępianiu dzieciobójczyń, lać będą krokodyle łzy i nawoływać do linczu. Na to ich będzie rzeczywiście stać!


Za dzień, dwa tekst ten wystawię również na Onecie.

sobota, 23 czerwca 2012

Stulecie urodzin Alana Turinga

100 lat temu urodził się wybitny naukowiec Alan Turing. Przypuszczam, ze nawet nieznawcy słyszeli o maszynie Turinga czy teście Turinga. Wniósł on wielki wkład w rozwój matematyki, stworzył podwaliny informatyki, zasłużył się podczas II wojny światowej w pracy nad odczytywaniem niemieckich szyfrów.
W wieku zaledwie 42 lat popełnił samobójstwo. Tego wybitnego naukowca skrzywdziła ciemnota ówczesnego państwa angielskiego. Tekst o nim na moim blogu na Onecie
maria-dora.blog.onet.pl