poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Polski neoliberalizm - raj dla oszustów

Sprawa Amber Gold to nie tylko jedna ze spraw, gdy człowiek wielokrotnie skazywany za przestępstwa oszustwa zakłada coraz to nowe firmy i wbrew kodeksowi spółek handlowych zasiada w ich organach, ale fundamentalna sprawa naszego neoliberalnego kapitalizmu i rozumienia gospodarki rynkowej.

Opinie polityków, ekonomistów, dziennikarzy o tej sprawie i zaniedbaniach organów państwa są różne, choć początkowo dyskusję próbowano skierować na tory, jakie nadał jej uważany za guru naszej gospodarki Leszek Balcerowicz. Wypowiedział się on następująco:

Ryzykowny byłby wniosek, żeby państwo mocniej pilnowało, a organy mocniej ścigały, bo będziemy zmierzali w kierunku państwa opiekuńczo-represyjnego.

Ekonomista dodał, że niepokoją go też komentarze, w których postuluje się objęcie większą kontrolą tzw. parabanki. - Objęcie większą kontrolą, czyli upodobnienie ich do banków. Ale jeżeli tak będzie, to pozbawimy ludzi wyboru. Wtedy będzie mniej ryzyka i mniej wolności. Jeżeli tak zaś będzie, to rozszerzy się szara strefa. [1]

I w tej wypowiedzi tkwi sedno sprawy, bo właśnie na podstawie takiego rozumienia gospodarki wolnorynkowej zbudowany został system w Polsce. Można więc rozumieć, że zdaniem Leszka Balcerowicza system walki z oszustwem i złodziejstwem, bo przecież o tym mowa w kwestii Amber Gold i podobnych instytucji, to system opiekuńczo-represyjny!

Czyż nie przypomina to przerzucania winy na zgwałcone kobiety, że miały zbyt krótkie spódnice, lub na starsze osoby za to, że niefrasobliwie pobierały pieniądze w bankomacie i złodziej im wyrwał torebkę? Przestępca zostaje usprawiedliwiony postępowaniem ofiary.

W rozumieniu twórców naszej gospodarki rynkowej rynek jest zupełnie czymś innym niż w podręcznikach ekonomii, gdzie jest miejscem spotykania się podaży i popytu, dokonywania transakcji kupna-sprzedaży, wyceny towarów oraz regulacji efektywnej alokacji kapitału, a jego warunkiem jest uczciwa konkurencja. W takich warunkach tradycyjnie rozumianego rynku mechanizm rynkowy eliminuje przedsiębiorców nieefektywnie rozporządzających kapitałem, nieodpowiadających na zapotrzebowanie konsumentów.

Najwyraźniej w Polsce po 1989 r. rynek ma całkiem inne założenia, istotą jego istnienia ma być walka z przestępczością gospodarczą i eliminowanie z gospodarki oszustów. To, co powinno być domeną państwa, zostaje przerzucone na konsumentów. Jeszcze raz zacytuję ministra sprawiedliwości:
To prawda, że nie zawsze mamy czas i ochotę na głębsze sprawdzenie danego usługodawcy. Nie przerzucajmy jednak tego obowiązku na państwo. [2]

To pokazuje najlepiej właśnie takie rozumienie zasad gospodarki rynkowej przez rząd. To nie przedsiębiorca, który podejmuje działalność, jak to się dzieje w normalnym kapitalizmie, ma ponosić ryzyko nietrafionych decyzji ekonomicznych, ale konsument ma ponosić ryzyko oszustwa i złodziejstwa! Państwo i min. Gowin ze swoim świętoszkowatym uśmieszkiem umywa ręce. To nie służby państwa, policja, prokuratura, sądy, ale rynek ma zwalczać przestępczość na koszt konsumentów!

Po co więc w ogóle mamy prawo? Po co kodeks spółek handlowych, prawo bankowe, po co KRS i obowiązek rejestracji przedsiębiorców i wiele innych ustaw?

O jakim wyborze mówi Leszek Balcerowicz odnośnie do parabanków? Skoro prowadzą one działalność, jaka w prawie bankowym jest przewidziana dla banków, to są bankami i w innej postaci niż banki nie powinny mieć możliwości funkcjonować. Jeżeli istnieje przepis, że nie można udzielać pożyczek na łączny procent wyższy niż 21, bo jest to lichwa, to każdy, kto ośmiela się udzielić pożyczki na wyższy procent powinien odpowiadać karnie jako lichwiarz.

Jak można w ogóle uważać, że dla konsumenta istotą wyboru jest możliwość przyjęcia oferty oszusta czy funkcjonowanie w majestacie prawa firm, które mają na celu ograbianie swoich klientów.

Zdecydowanie powinno być zmodyfikowane (zaostrzone) prawo dotyczące usług, szczególnie tych, gdy klient najpierw musi wpłacić środki, a dopiero potem dostaje usługę (lub nie!). Jeżeli ktoś ma środki finansowe, aby sprzedawać na straganie samolociki z plastiku, to nikt mu nie powinien pozwolić założyć linii lotniczych, jeżeli stać go na handel pietruszką, to nikt mu nie powinien zarejestrować biura turystycznego. Podobnie w kwestii firm deweloperskich. W przeciwnym razie państwo pozwala na działalność porównywalną z wyrywaniem torebek kobietom na ulicy. Różnica polega tylko na formie dokonania kradzieży, ale co do istoty jest to taka sama kradzież. Nie ma różnicy, czy ktoś wyrwie torebkę, czy weźmie pieniądze za usługę, której nie ma możliwości wykonać.

Uważam, że rozumienie wolnego rynku zarówno przez Leszka Balcerowicza, jak i ministra Gowina, lansującego deregulację zawodów, jako miejsca eliminacji oszustów na koszt konsumentów jest wypaczeniem zasad gospodarki rynkowej. Trudno się zgodzić z poglądem, że wolność to wolność oszukiwania i złodziejstwa, a człowiek mający zaufanie do uczciwego obrotu gospodarczego jest naiwnym frajerem i sam jest sobie winien, że poniósł straty.

Na szczęście nie wszyscy ekonomiści i komentatorzy tak właśnie rozumieją wolny rynek, niektórzy widzą konieczność zwalczania przestępczości przez państwo.

Niepokojące jest jednak, że minister tego rządu Jarosław Gowin oraz np. poseł PO Stefan Niesiołowski chcą przerzucić na konsumentów i rynek obowiązki państwa, i to nawet wbrew konstytucji. Art. 76. Konstytucji RP wszak mówi:
Władze publiczne chronią konsumentów, użytkowników i najemców przed działaniami zagrażającymi ich zdrowiu, prywatności i bezpieczeństwu oraz przed nieuczciwymi praktykami rynkowymi. Zakres tej ochrony określa ustawa.

Dziwi mnie bardzo niezrozumienie przez ten rząd, samego premiera, który nie zabrał głosu w tej sprawie, jak bardzo szkodliwe jest utrwalenie się u obywateli przekonania, że każdy złodziej, oszust może działać w majestacie prawa, że na tym polega gospodarka rynkowa i ponoszone w niej ryzyko. I tak w Polsce jest dość niskie zaufanie ludzi nawzajem do siebie, a i do instytucji. A zdrowa gospodarka opiera się na wzajemnym zaufaniu działających w niej uczestników. Jak można oczekiwać, że ludzie będą odkładać pieniądze, ubezpieczać się, dokonywać zakupów, jeżeli mają przekonanie, że wszędzie może czaić się oszust, a więc są bezbronni i pozostawieni sami sobie ze stratami. A oszust śmieje się im w twarz, mówiąc, że to wolny rynek, i zakłada kolejną firmę do wyłudzania pieniędzy, a państwo to aprobuje.

Jeśli człowiek z wyrokami za przestępstwa finansowe bez problemu zakłada coraz to nowe firmy pobierające od ludzi pieniądze, to być może bez przeszkód pedofil zakłada przedszkole, a gwałciciel zostaje taksówkarzem? I jedynie niewidzialna ręka rynku ma się nimi zająć?

Wydawało się, że po doświadczeniach lat 90., gdy oszuści nabierali klientów na różne piramidy finansowe, firmy turystyczne nie wywiązywały się ze swoich zobowiązań, powstały za rządów SLD jakieś zabezpieczenia i rzeczywiście ładnych parę lat już się nie słyszało o takich oszustwach. Skąd teraz za rządów PO ten wysyp? To nie tylko Amber Gold, ale niepłacenie podwykonawcom za wykonane roboty budowlane, to oszukańcze biura turystyczne. Czy tylko sama zapowiedź deregulacji w gospodarce spowodowała wysyp oszustwa, czy też poluzowano jakieś przepisy, a może to praktyka działania wymiaru sprawiedliwości?

[1] http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103090,12275316,Poszkodowani_przez_Amber_Gold_sami_sobie_winni__Balcerowicz_.html
[2] Jarosław Gowin, Nie spadną na nas żadne plagi, "Rzeczpospolita", 22.05.2012.


Uwaga: Tekst znajduje się również na moim blogu na Onecie
maria-dora.blog.onet.pl